Temat rozgrzewek językowych jest często pomijany przez młodych lektorów. Czasem wydaje im się, że szkoda na nie czasu, a czasem lekcja jest skonstruowana chaotycznie i zwyczajnie brakuje na nią miejsca. Tymczasem rozgrzewka, niesłusznie niedoceniania, może nam służyć na wiele sposobów.
W najogólniejszym znaczeniu rozgrzewka pomoże nam oswoić się z językiem na takiej samej zasadzie jak latem oswajamy się z wodą. Nie wskakujemy przecież do zimnego basenu czy morza, licząc, że jakoś to będzie. Zazwyczaj jest „jakoś”, ale czy o to nam chodzi? Dobra rozgrzewka pomaga nie tylko uczniom ale też nam, zwłaszcza kiedy zajęcia prowadzone są wyłącznie w języku angielskim, a lektor dopiero rozpoczyna swoją przygodę z nauczaniem. Jedną z gier idealnych na oswajanie się z językiem jest „Angielski ping pong”. Grę można dostosować do wielkości grupy, a w sytuacjach ekstremalnych (zajęcia indywidualne) zagrać razem z uczniem. Celem gry, tak jak w tenisie stołowym, jest przerzucenie piłeczki nad siatką, tylko w naszym przypadku piłeczką jest słowo/fraza/zdanie. Drużyny stoją po dwóch stronach sali i w najprostszej wersji muszą w ciągu trzech sekund powiedzieć słówko (z danej kategorii/zaczynające się na pierwszą literę poprzedniego/na zasadzie skojarzenia). Grę można dowolnie modyfikować i wykorzystać niemal w każdej sytuacji. Mi zdążyło się ćwiczyć nawet okresy warunkowe, gdzie drużyna musiała dokończyć sensownie warunek. Do gry można wykorzystać piłkę (nawet taką do ping ponga).
Genialną w swej prostocie rozgrzewką jest też nasze polskie „Kolanko”. Pracując z dziećmi i posługując się na zajęciach wyłącznie angielskim na pewno docenimy fakt, że uczniowie już znają zasady gry. W podstawowej formie w kolanko gra się rzucając piłkę do osób w kółku, wymawiając nazwy kolorów (po angielsku oczywiście), a kolorami których zazwyczaj łapać nie wolno są czarny i biały. Jeśli komuś nie uda się złapać ‘dobrego’ koloru, lub złapie ten zakazany musi kolejno uklęknąć na jedno kolano, drugie kolano, łokieć, łokieć i podbródek gdzie zazwyczaj następuje game over J przy czym dodatkowo powtarzamy części ciała. Grę można oczywiście dowolnie modyfikować i grać z różnymi zestawami słownictwa, ustalając słowa których łapać nie wolno. Jeśli zestaw jest zbyt rozległy (np. food-jedzenie), ustalić można słówka zaczynające się na konkretną literę.
Podobną i prostą grą umożliwiającą poćwiczenie kolorów, części ciała, artykułów papierniczych czy nawet ubrań jest „I wonder…”. Słownictwem wyjściowym są części ciała bo to nimi będziemy dotykać przedmiotów/kolorów w sali. Tłumaczymy dzieciom, że mają posłuchać naszych poleceń i spróbować je wykonać. Np. “I wonder if you can touch something red with your toes.”, “I wonder if you can touch a table with your chin,” “I wonder if you can touch a T-shirt with your ankle.” Oczywiście dzieci mogą same wydawać polecenia kiedy już opanują strukturę. Uniwersalne i ponownie angażujące fizycznie, bo do przedmiotów trzeba się ruszyć J
Do rozgrzewek można też wykorzystać dowolne flashcardy. Do zabawy „Tower of Babbel” potrzebne będą: flashcardy, plastikowe kubeczki i… nic więcej. Zabawa ma wiele wariacji, jednak w podstawowej wersji flashcardy leżą na kupce odwrócone plecami do góry razem z kubeczkami. Pierwsza osoba bierze kartę, nazywa ją, kładzie (dowolną stroną, pamiętając, że plecami do góry będzie trudniej), a na niej kładzie kubeczek. Kolejna osoba także pobiera oraz nazywa swoją kartę oraz kubeczek, musi ją jednak położyć na kubeczku poprzedniego gracza budując tytułową TOWER OF BABBEL! Gra trwa, aż ktoś ku uciesze gawiedzi nie zawali wieży. W kwestii wariacji, grę można dowolnie modyfikować dodając memory chain, gdzie każdy kolejny gracz musi powtórzyć wszystkie poprzednie słówka. Ze słówkami, można układać zdania, literować, definiować, pokazywać możliwości jest mnóstwo. „Bibbidi-bobbidi-boo! to zabawa do której potrzebujecie jedynie flashcardy i magiczne moce. Może ktoś kojarzy to zaklęcie z Kopciuszka pod tą fantastyczną inkantacją kryją się ZWYKŁE, NUDNE KALAMBURY. Tyle, że stają się mniej nudne, kiedy nauczyciel czaruje Ci nad głową, a Ty w rezultacie tracisz możliwość mówienia (bo podczas pokazywania haseł nie wolno nic mówić :)) A jaką frajdę mają na koniec, kiedy trzeba ich odczarować!
„Phone tag with a twist” to mój absolutny faworyt! Ameryki nie odkrywam, każdy wie jak grać w głuchy telefon. Uczniowie muszą stanąć w szeregu jeden za drugim, a ostatnia osoba zaczyna. Klepie osobę przed sobą w ramię, a kiedy ta się obróci, podobnie jak w kalamburach pokazuje jej słówko samymi gestami. W ten sposób słówko przekazywane jest z gracza na gracza, aż ostatnie osoba musi je wypowiedzieć na głos. 9 przypadków na 10 ubaw po pachy.
Rozgrzewki są też doskonałym momentem, na to by ćwiczyć general English za pomocą tzw. „language drills”. Jeśli na początku roku ustalicie grupę wyrażeń, które będą systematycznie powtarzane na przestrzeni kilku miesięcy, nawet najmłodsi uczniowie zaczną używać zdań. Dodatkowo ponieważ konstrukcje ćwiczone będą w kontekście, istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że zapamiętają również ich znaczenie. Wybór wyrażeń jest dowolny, polecam jednak takie tematy jak: pogoda, samopoczucie, plany na weekend, ulubione rzeczy oraz ubiór. Plus powitania, które również podchodzą pod „drills”. Wybór jest ogromny, a to kilka moich propozycji:
-„Hi butterfly!”
-„Hello, hello, how are you? I am fine, how about you?”
-“Good morning everyone, let’s sit and have some fun!”
-“Hi, hello, greetings guys, time to listen, play and run!”
-“Good morning, good morning it’s good to see you here! Good morning, good morning, to you!” (to moja wariacja na temat piosenki Judy Garland “Good morning”.)
To tylko fragment mojego poradnika dla nowych lektorów „Dzień dobry wrzesień!” gdzie znajdziesz więcej pomysłów i porad na fantastyczny początek roku szkolnego. Całość możesz kupić TUTAJ!